Aktualizacja 07.08: Nazwaliśmy go Zbyszko – od imienia pana, który nas o nim zawiadomił. Dziś zadzwoniliśmy do tych państwa, którzy się nim opiekują i okazało się, że niestety nie czuje się zbyt dobrze. Najgorzej, że nie chce jeść. Opiekunowie próbowali go troszkę zmuszać do jedzenia ale i tak nie chciał jeść. Postanowiliśmy więc natychmiast zadziałać i umówiliśmy bocianka Zbyszko do lekarza. Udało nam się trafić do pana doktora pracującego w zoo, który zna się na zwierzętach innych niz pies czy kot. I muszę przyznać, że po raz kolejny zostaliśmy przyjemnie zaskoczeni. Lecznica “Zwierzętarnia”, http://www.zwierzetarnia.pl/ do której trafiliśmy, to zespół lekarzy zaangażowanych i naprawdę zainteresowanych swoja pracą. Do tego stopnia, że po wizycie pan doktor był uprzejmy zadzwonić do nas, żeby powiedzieć, jak przebiegła wizyta. Naprawdę bardzo dziękujemy! Okazało się, że nasz Zbyszko to młody bocianek i na szczęście jeszcze w nie najgorszej kondycji. Mamy zatem nadzieję, że uda mu się wyzdrowieć. Miał zrobione prześwietlenie, żeby wykluczyć urazy wewnętrzne i ewentualne połknięcie ciała obcego. Na szczęście okazało się, że wszystko to zostało wykluczone. Podobnie, jak porażenie prądem, co też często zdarza się bocianom. Jednak ze względu na fakt, że nie je, została mu podana kroplówka. Dostał też leki i specjalny preparat Intestinal do podawania w płynie strzykawka do dzioba, do czasu, kiedy nie zacznie samodzielnie jeść. Gdyby ktoś zechciał wesprzeć nas w walce o życie tego wspaniałego zwierzaka, prosimy przy wpłacie zaznaczyć, że jest ona dla bociana. Instrukcja jak pomóc: https://fundacjaazyl.eu/pomoc.html Wczoraj otrzymaliśmy zgłoszenie dotyczące bociana. Okazało się, ze zaprzyjaźniony z nami rolnik, kosząc trawę na swojej łące zobaczył, że jeden z bocianów jest mocno osowiały, trzyma się z dala od swojego stada a kiedy wieczorem bociany odleciały, on pozostał sam na łące. Mało tego okazało się, że krąży wokół tego miejsca lis, na widok którego bocian podlatywał kawałek, ale niestety po paru metrach znowu lądował na łące. Postanowiliśmy zatem zgłosić sprawę do urzędu gminy w Lutomiersku. Niestety, jak zwykle, minął cały dzień a urzędnicy nie kiwnęli palcem. Baliśmy się ryzykować i czekać aż ktokolwiek coś zrobi, gdyż rano mogłoby się okazać, że tej nocy lis był sprytniejszy i z naszego bociana mogłoby niewiele pozostać. Pojechaliśmy zatem na pole. Już z daleka widać było stado bocianów na jednej łące. A na drugiej, nasz bocian – stojący zupełnie samotnie. Dostać się do niego było nie lada wyzwaniem. Chyba powinniśmy pomyśleć o kupnie samochodu terenowego, bo nasze interwencje coraz częściej dotyczą dzikich zwierząt, do których dostanie się naszym wysłużonym autkiem jest naprawdę sztuką. Już idąc przez pole, zaczęłam się zastanawiać, jak my właściwie zamierzamy go złapać, bo przecież on lata – słabo ale jednak. No i tu okazało sie, że nie doceniłam mojego męża. natychmiast zorientowałam się o co chodzi, okazało sie, że rozumiemy się praktycznie bez słów. Rozdzieliliśmy się i z dwóch stron, idąc powoli nagoniliśmy boćka w stronę wału porośniętego wysoką trawą. Tam bocian miał problem z rozłożeniem skrzydeł i wzniesieniem się nad łąkę. A jak, mimo wszystko spróbował, to wystarczył jeden skok mojego męża “komandosa” i bocian był nasz! Dopiero teraz zaczeliśmy zastanawiać się, gdzie go umieścić. Wśród naszego szczekającego towarzystwa nie byłby zbyt bezpieczny, a poza tym z pewnością taki stres nie podziałałby na niego najlepiej. Na gminę też raczej nie mogliśmy liczyć. Pozostawała dobra wola leśnictwa w Łagiewnikach, które jednak wcale nie musiało chcieć przyjąć bociana spoza Łodzi. Choć wielokrotnie pomagali nam w sytuacjach związanych z dzikimi zwierzętami. Szczęśliwym trafem dowiedzieliśmy się, ze jest w okolicy gospodarz, którzy zajmuje się od lat bocianami. I który już wiele z nich uratował. Pojechaliśmy zatem pod wskazany adres. I okazało się, że zostaliśmy przyjęci nie dość, że bez problemu, to jeszcze z radością i ciekawością, jaki to kolejny podopieczny im przybył. Co jest tym bardziej warte podkreślenia, że pan ten jest osoba zupełnie prywatną, a pasją pomagania bocianom zaraził całą rodzinę. Od razu zostaliśmy poprowadzeni do stodoły, w której mieszkają bociany. Mają wygrodzone specjalne miejsce a jeśli nie uda się sprawić, żeby na zimę odleciały, ogrzewa się to miejsce specjalnymi żarówkami tzw. “kwokami” przez całą zimę! W chwili obecnej mieszka tam już jeden bocian, któremu trzeba było amputować stopę. Radzi sobie jednak świetnie, wygląda przepięknie i ponoć jest szansa, że będzie samodzielny i odleci na zimę. Mamy nadzieję, ze nasz bocianek poczuje się tam dobrze i z każdym dniem będzie coraz silniejszy. FILMIK: https://www.facebook.com/photo.php?v=638165612869834 Możecie Państwo wspierać nasze działania przekazując 1% swojego podatku za 2013 rok. Nasz KRS 0000303812

Kategorie: Aktualności