WICIA ZOSTAŁA ADOPTOWANA 🙂Oczywiście nie obyło się bez dramatycznej przygody, ponieważ Wicia parę dni po adopcji przestraszyła się, zerwała ze smyczy i uciekła, ale dzięki intensywnym poszukiwaniom z powrotem trafiła a ramiona swojej ukochanej opiekunki. Teraz jest najszczęśliwszą suczką pod słońcem!
HISTORIA WICI WICIA od niedawna jest naszą podopieczną. A, oto jej historia:”12 listopada pracowałam w Opocznie. Jestem przedstawicielem handlowym, który każdego dnia jest w innym mieście. Tego dnia, w centrum miasta, zauważyła chudziutką, biedną i wystraszoną sunię. Tłumaczyłam sobie, że pewnie jest czyjaś 
i tylko sobie spaceruje. Pojechałam do pracy, ale jakiś dziwny traf chciał, że co jakiś czas przejeżdżałam obok ronda, na którym po raz pierwszy zauważyłam sunię. Kiedy skończyłam swoje zajęcia, postanowiłam raz jeszcze wrócić na miejsce gdzie widziałam suczkę i spróbować dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Długo nie musiałam czekać, bo już po kilku chwilach zauważyłam Panią, za którą wędrowała gromadka psów, czekających na jedzonko.
Pani, która jak się okazało codziennie dokarmia psy, opowiedziała mi o każdym z nich – gdzie mieszkają i czyje są. Aż się bałam zapytać o małą suczkę, którą zauważyłam rano, a która teraz trzymała się na uboczu. Jednak Pani Basia sama powiedziała mi o suni, która pojawiła się tydzień temu, że jest nieufna i wycofana i, że bardzo się o nią martwi, bo wydaję się być bezdomna. Od razu postanowiłam działać! A, co tam, Ania z Fundacji AZYL, jak zobaczy takie biedne maleństwo, na pewno nie odmówi mi pomocy! Tylko jak ją złapać? W końcu, po wielu próbach, udało się 🙂 W jednej ręce trzymałam jedzenie a drugą złapałam za kark i mimo szarpania i pisków, nie puściłam. Suczka zsiusiała się ze strachu, ale pomyślałam, że przecież boi się już ostatni raz, bo teraz będzie już bezpieczna i będzie miała lepiej! Położyłam ją na tylnym siedzeniu, na ciepłym kocyku a ponieważ była bardzo wystraszona, postanowiłam jej nie przywiązywać, zresztą grzecznie położyła się, powierzając mi swoje psie życie. Obie z Panią Basią, byłyśmy bardzo szczęśliwe, że mała już nie będzie się więcej błąkać! Cóż za piękny koniec dnia 🙂 Ujechałyśmy może z 10 kilometrów, kiedy na drodze zauważyłam mrożącą krew w żyłach sytuację – na środku ruchliwej jezdni, tuż przed nadjeżdżającym tirem pojawia się znienacka mały szczeniaczek… Krzyk dzieci stojących na przystanku, pisk hamulców rozpędzonego tira!!! Pomyślałam, że to koniec. Na szczęście kiedy kierowca zaczął hamować, szczeniaczek zdążył uciec na pobocze. Niestety auta nie przestawały jechać a maluch najwyraźniej wpadł w histerię 
i zaczął biegać w popłochu. Pomyślałam, że drugi raz mu się nie uda i nie zastanawiając się, podjechałam jak najbliżej niego i uchyliłam drzwi. W tej samej chwili poczułam uderzenie z tyłu
i sunia, którą złapałam z takim trudem, która mi zaufała, uciekła…Zdążyłam złapać szczeniaka, szybko wsadzić do do samochodu, zatrzymać się na uboczu 
i zaczęłam biec za uciekającą sunią. Wszystko trwało ułamki sekund, ale suczka gnana panicznym lękiem uciekła. Szukałam jej przez następne trzy godziny, bezskutecznie… Co jakiś czas pojawiała się w wysokich trawach, by po chwili zniknąć. Zrobiło się ciemno a ja zrozpaczona musiałam wracać. Dalsze poszukiwania w nocy, nie miały sensu… Zabrałam ze sobą uratowanego szczeniaczka. Okazało się, że chyba zna człowieka z nienajlepszej strony, bo był przestraszony 
i wycofany! Do miejsca, w którym uciekła sunia, miała 100 kilometrów, dlatego pojechałam tam następnego dnia z dwiema koleżankami. Szukałyśmy, pytałyśmy, rozkleiłyśmy ogłoszenia, ale nikt suni nie widział. Wieczorem zadzwonił do mnie Pan, który pomagał nam w
poszukiwaniach i powiedział, że sunia pojawiła się przy lesie, że zaniósł jej jedzenie! Jakaś nadzieja…Niestety ani drugiego, ani trzeciego dnia sunia się nie pojawiła… Szukała jej tez Pani Basia 
z Opoczna, która dokarmia okoliczne psy, ale też bezskutecznie. 17 listopada zadzwoniła Pani 
z pobliskiej wsi, że na jej posesji od trzech dni mieszka mała sunia. Zapytała, czy jeśli się okaże, że to nie sunia, której szukam to mimo wszystko ją zabiorę. Zgodziłam się i poprosiłam 
o przesłanie zdjęcia. Okazało się, że to jednak moja sunia, moja mała bieda! Pani zaczęła regularnie ją dokarmiać i oswajać, żeby zdobyć jej zaufanie. Sunia pozwala się głaskać po pyszczku, ale to wszystko. Powoli zaczyna się oswajać i mam nadzieję, że wkrótce otrzymam telefon, że udało się ją złapać i, że mogę po nią jechać. Moje pisanie właśnie przerwał telefon 
z informacją, że sunia zaczęła się już bawić z pieskiem Państwa i, że wchodzi na schody prowadzące do domu. Teraz juz wiem, że za dzień lub dwa pojadę po nią, przywiozę do hotelu, wysterylizuję, zaszczepię, odrobaczę, zaczipuję i znajdę najwspanialszy dom pod słońcem 
a wszystko to, dzięki mojej ukochanej i jedynej, która pomaga, Fundacji AZYL.”