Niestety w naszej działalności zdarzają się też takie chwile, w których mimo podjęcia wszelkich możliwych działań jesteśmy bezradni.
Taka sytuacja miała miejsce w niedzielę. Zadzwonił do nas Pan, który szukał pomocy dla malutkiej Wiewióreczki, która w niewyjaśnionych okolicznościach straciła Mamę.
Była samotna, głodna i zagubiona.
Ale bardzo szukała pomocy – za Panem, który ją znalazł szła dosłownie krok w krok. Pan, który ją znalazł bezskutecznie przez kilka godzin szukał pomocy.


Dosłownie wszędzie: zarówno w wielu łódzkich organizacjach, jak u służb, które powinny w takich sytuacjach pomóc. Niestety nie udało się!
Nikt nie był zainteresowany, żeby pomóc, nikomu nie chciało się jechać w niedzielę kilkanaście kilometrów poza Łódź.
Nam się chciało – zawsze się nam chce, nawet wówczas, kiedy nie mamy ani możliwości, ani środków finansowych na kolejny wyjazd.
Jednak kiedy informacja o małej Wiewióreczce dotarła wreszcie do naszej fundacji, było już na wszystko za późno. Malutka Rudusia była głodna, odwodniona i tak wyziębiona, że nawet podgrzewanie termoforem nie pomogło podnieść jej temperatury na tyle, by utrzymać ją przy życiu.
Mimo kilkugodzinnych starań, ogrzewania, karmienia po kropelce, mała Rudusia niestety umarła.
Umarła, mimo iż była już na tyle duża, że miała szansę, by przeżyć bez mamy. Miałaby szansę, gdyby pomoc przyszła kilka godzin wcześniej.

Kategorie: Aktualności