Czasami mamy wrażenie, jakbyśmy pracowali w pogotowiu: ciągle jakieś alarmowe zgłoszenia. Zwykle w nocy, w wolne dni, w święta.

I zwykle brzmiące bardzo dramatycznie. Tak, jak to dotyczące kotki i umierających przy śmietniku kociaków.

Wokół pełno domów, pełno ludzi. I malutkie zaropiałe, chore i umierające koty. I żadnej pomocy.

Pojechaliśmy. Kociaki małe, bezradna kocia mama obok. Na szczęście dała się złapać, bo przy niej kociaki szybciej dojdą do siebie.

I oczywiście jazda na sygnale do naszej ukochanej lecznicy w Kwiatkowicach. Panie doktor to dopiero mają pecha, że zamieszkaliśmy w okolicy.

Ile razy przyjeżdżały w dniach wolnych, kiedy lecznica byłą nieczynna, żeby ratować nasze biedy albo czekały na nas po godzinach? Mnóstwo razy. I bardzo im za to jesteśmy wdzięczni.

Bardzo potrzebujemy pomocy w leczeniu, ponieważ wszystkie niestety są w ciężkim stanie i mają bardzo masywny koci katar. W ostatnim czasie trafiło do nas bardzo dużo zwierząt.

Cześć z nich wymagająca operacji i kosztownego leczenia. Niestety nie mamy już środków, zeby leczyć kolejne.

Możecie nasz wesprzeć tutaj:

Kategorie: Aktualności