Jak często od naszej decyzji zależy życie?

Wczoraj mieliśmy przykład właśnie takiej historii.

Jechaliśmy samochodem chwilę po tym, jak rozpętała się burza. W centrum Łodzi, ul. Obywatelską.

W pewnej chwili kątem oka zobaczyłam, że na jezdni coś leży. Jak wiele razy w takim przypadku zawracłam? Zostawiałam otwarty samochód na środku skrzyżowania?

Dziesiątki. Czasem była to stara szmata, czasem porzucony but, czy coś podobnego. A czasem ranny zwierzak. Dlatego ZAWSZE zatrzymuję się i sprawdzam.

Wczoraj pomyślałam, że to bez sensu, że wiozę mamę do lekarza, że mam w samochodzie dziecko a jest burza i jedyne miejsce, w którym mogę zaparkować znajduje się pod drzewem.

I jak coś się stanie a ja popędzę oglądać kolejny stary but, to będę miała wyrzuty sumienia do końca życie. Ale już stawałam, już parkowałam i pognałam w deszczu i wśród grzmotów ogladać “but”.

Okazało się, że wichura straciła gniazdo, w którym były dwa pisklaki. Jeden miał mniej szczęścia i wylądował na asfalcie, czego niestety nie przeżył. Tego mogłam już tylko położyć na trawie,

żeby nie jeździły po nim samochody. Ale drugi maluch jeszcze żył – miał więcej szczęścia, bo wylądował na trawie, bardzo blisko jezdni.

Wyobrażacie sobie, co poczułam, kiedy pomyślałam, że o mały figiel, tym razem mogłam nie zareagować? Maluch umarłby tam z wychłodzenia i głodu lub, gdyby przesunął się choćby o kawałek,

zostałby rozjechany żywcem przez samochody. Jest na tyle malutki, że w żaden sposób nie dałby sobie rady. Ile samochodów przejechało obok? I czy tylko ja to zobaczyłam?

Maluch jest już bezpieczny, pod nasza opieką. Nie wiedzieliśmy, czy spadając nie zrobił sobie krzywdy ale na szczęście przetrwał noc. Więc może bedzie dobrze.

Kategorie: Aktualności