Te cztery kocie maluchy trafiły do nas po tym, jak ich mama zginęła pod kołami samochodu.
Kolejna taka smutna historia. Były maleńkie, wychłodzone i niesamowicie zapchlone i zarobaczone.
Musieliśmy je karmić, bo same jeszcze nie potrafiły jeść. Któregoś dnia zobaczyliśmy, że jeden z kociaków leży bezwładnie i nie daje oznak życia. Owinęliśmy go ciepłym kocykiem, podaliśmy glukozę ale wyglądało na to, że na pomoc jest już za późno. Było nam bardzo przykro, bo zawsze w takich sytuacjach zadajemy sobie pytanie, dlaczego akurat ten? Czy zrobiliśmy wszystko, co można żeby go uratować? Kiedy już pogodziliśmy się z faktem, że jednego nie udało się uratować usłyszeliśmy cichutkie miałczenie! I okazało się, że maluch jednak nadal walczy! Na sygnale pojechaliśmy do całodobowej lecznicy – bo oczywiście wszystkie takie historie dzieją się albo w święta, albo w nocy. I zostawiliśmy malucha, szczerze mówiąc bez wielkich nadziei, że przeżyje. Jaka wielka była nasza radość, kiedy pani doktor zadzwoniła do nas rano schodząc z dyżuru, że maluch przerwał noc i ma mu się na życie! Po kilku dniach maluch wrócił do nas. Niestety, jak zwykle w takich sytuacjach został nam do zapłacenia spory rachunek. No i do wykarmienia, odrobaczenie, odpchlenia i zaszczepienia cała gromadka. Bardzo prosimy o wsparcie. One tak dzielnie walczą, więc i my nie możemy się poddać.
Zbieramy tutaj: