Kiedy jadę z moim dzieckiem samochodem i trzeci raz zawracam, żeby sprawdzić, czy to co leży na drodze na pewno nie jest zwierzakiem potrzebującym pomocy, zwykle słyszę: “naprawdę musisz to robić? “, “no daj już spokój!” itp. Dziś usłyszałam: “już nigdy więcej tak nie powiem!”.
Jechałyśmy drogą przez wieś, praktycznie zupełnie nieoświetloną i nagle zobaczyłam, że na przeciwnym pasie ruchu coś leży. Natychmiast zjechałam na pobocze i próbowałam przebiec na drugą stronę, ale z przeciwka jechał sznur samochodów – każdy z nich przejeżdżał nad leżącym na jezdni malutkim kotkiem!

Nie zatrzymał się nikt !!!

Kiedy już wydawało się, że mi się uda, nadjechał jeszcze jeden samochód i byłam prawie pewna, że ten niestety przejechał po leżącym kocie.

Byłam pewna, że nie zdążyłam: kotek albo już wcześniej był martwy, albo niestety ostatni z samochodów dokończył sprawę.

Kiedy dobiegłam do kociaka okazało się, że jednak oddycha! A nawet cichutko, rozpaczliwie płacze!

Niestety nie mógł się poruszyć i bezradnie leżał na jezdni. Jakim cudem na kompletnie nieoświetlonej ulicy żadne z przejeżdżających samochodów go nie przejechał, tego nie wiemy.

Jednak kompletnie nie potrafimy zrozumieć, że można zwierzę potrącić i zostawić je na środku drogi na pewną śmierć. Było bowiem tylko kwestią czasu, że kolejny przejeżdżający samochód przejechałby po jeszcze żywym kociaku! Tego, że nikt z przejeżdżających kierowców, a przejechało ich wielu, się nie zatrzymał widząc leżące na drodze zwierzę, też nie jesteśmy w stanie zrozumieć.


Zgarnęłam kociaka z jezdni i “na sygnale” pojechałyśmy do najbliższej lecznicy. Byłam pewna, że nie zdążymy dojechać, bo kociak bardzo źle oddychał, z nosa i pyszczka ciekła mu krew a przede wszystkim był bardzo wyziębiony. Jednak kotek cały czas walczył i udał nam się dojechać do lecznicy na ul. Moniuszki 65 w Pabianicach.

Pan doktor przyjął nas natychmiast, mimo czekających pacjentów. Obejrzał kociaka, dał leki przeciwkrwotoczne, przeciwbólowe i nawodnił malucha, bo jasne było, że przy tych urazach nie będzie mógł jeść.

Okazało się, że kotek najprawdopodobniej został uderzony w głowę, na co wskazywały nierównomierne źrenice. Przy okazji okazało się też, że to malutka koteczka.

Czy przeżyje? Tego jeszcze nie wiemy. Rokowania są bardzo ostrożne. Ale wiemy, że nic nie rozjedzie jej żywcem, że otrzymała pomoc i szansę. A nie kosztowało nas to wysiłku “ponad życie”!


Jeśli widzicie cokolwiek leżącego na drodze, zawsze sprawdzajcie. To naprawdę może uratować życie.

Jeśli możecie, pomóżcie nam opłacić start kitki w nowe życie:

Kategorie: Aktualności